Naturą rzeczy odrzuconych
Stara podworska studnia
Wycembrzona kamieniami
Milczy swoim zamulonym dnem
Gdy mała drobinka piasku
Rozbije jej wiekową twarz
Ożywia się
Wtedy z żalem wspomina
Macierzyńskie lata
Wykarmiania dworaków
Wodą ze swojego żródła
Przy której praczki
Oplatały historie
Dziedzica i dziedziczki
Wcierając brudy
Pałąkowatymi grzbietamiW profilowane tarki
Równoważyły
Cykliczne rytmy dłoni
Truu truu trrru tru tru
Rrurrurru rrurrurru
Wklepywały kijankami
Sodowe katarzis
W parciane zajawki
Lniane obrusy
Gatki barchanowe
Majtki z klapą nodołki
Jęczały od bólu w stawach
Furkając i chlupiąc
W balijnej kąpieli
Do czystości moralnej
Wiadro źródlanej dojarki
Kursowało z góry w dół
I z dołu do góry
Obijało sobie drewniane boki
A wylewki chlustały
W rozedrgane lustro wody
Gdy któraś chybcikiem
Wypatrywała własnego odbicia
Diabeł przyprawiał jej rogi
Refleksem światła
I znikał gdzieś po obrzeżach
Wtedy nie dorzucała już
Kamyczka do nowej historii
Ale ten kamyczek czasem
Odbijał się bumerangiem
I lodowatą wyrocznią
Skracał bieg praczce
U źródła życia
Stara podworska cembrowina
Ukarana cywilizacją
Żyje dalej w zgodzie
Z naturą
Rzeczy odrzuconych
Gdzie nie ujrzysz
Ten początek z Mikołajem
Raj dla dzieci
Ziemskim rajem
A co potem
Z takim rajem
Gdy odejdą mikołaje
Jakaś droga błędnych dróg
Jakieś puste ludzkie słowa
Bez tych dwóch
Jakiś gadżet zapomniany
W lapidarium
Przetrwa zmiany
Jakaś kartka
Bombka mała
Tamtych uczuć
Treść zbutwiała
Zejdzie czasem z półki snów
I otrzepie się z nawarstwień
Na gdybyśmy gdyby znów
A jak będzie w takim raju
Gdzie mikołaj Bogiem
Za to żeśmy mali byli
Ma jakąś nagrodę
Czy też wszystko waży równo
Jednym wielkim rajem
Gdzie nie ujrzysz nigdy więcej
Swego mikołaja
W istocie przymiotnika wielki
Dzieli nas czas gruby jak mur
Którego gruntowała
Scholastyczna myśl
Mistycznego łączenia się z Bogiem
Ponad rozumem
A idee wyznaczały i ograniczały
Pole działania
Krzyżując się dualistycznie
Z gotyckim sklepieniem
Ku naturalizmowi ciągnęły
Frasobliwość ludzką
I zmysłów istnienie
Ostatni Piast
Miał swój plan
Wyzwalania z mroków
Porządku ziemskiego
Osiem katedr prawa
Dwie medycyny
Jedną sztuki wyzwolonej
Budził naszą tożsamość
Cegiełką nauki
Prawem i obroną
Lokował miasta i wsie
Dał prawa mieszczanom
Cechom przywileje
I rycerskim stanom
Polaryzował kulturę zakonów
Wojsko i skarb zreformował
Spoiwem ducha
Łączył obwarowywał
I konsolidował
Objąć to wszystko
W sensownym porządku
Usunąć kłody imaginacji
Dać szanse umysłom
Nad prawem kaduka
I sobiepańskiej racji
Z mroku dziejów
Rzucił nam wyzwanie
Światłem umysłu
Hartem ducha miłości i siły
To ponad wszystko
Format niewymiernej wielkości
I wielkiej estymy
Boję się
Wciąż wisi i wisi
Nad swoim dziełem wanitas
Boję się zmartwychwstać
Do własnego świata
Nie wylogowany
Z drogi do niego