Jajko
Wandzia z Zosią dwie sąsiadki
Oj lubiały znosić ze wsi plotki
Bardzo dobrze z sobą zeły
Jedną łyzką jadły
Jednym gorckim pieły
Jak się zeszły rano obie
Do południa gadały sobie
A chłopisków dobrych miały
Krowy za nich dojeły
Gacie koszule same sobie prały
A une ino godały i godały
Az roz tak się zdarzeło
Ze ich jojko rozłunceło
Na granicy stanęła kura
Rozłozeła biołe pióra
Nasrozeła się, przykucnęła
Biołe jojko upuścieła
Obejrzała jojko w koło
I zagdokoła wesoło
Po tym posła sobie w krzoki
Żeby zbierać tam robaki
Zoboceły jojko dzieci
Kozde do swej mamy leci
Mamo! Mamo!
Na granicy jojko lezy
Powiedziołym ze to nase
Ale Wojtuś mi nie wiezy!
Polecioł po mamę swoją
Zoboc już tam na granicy stoją!
Maciuś! –pilnuj kase
Jo polece zoboc cy to jojko nase
Żeby Zosia jojka nie złapała
Wandzia w jednym bucie poleciała
Obejrzała jojko w koło
I ośmiała się wesoło
-A dyć to moje- powiedziała do Zosi
Moja czubatka takie same jojka znosi
A Zosia jej odpowiedziała
Moje wszystkie takie znosą jaja
Ale Wandzia jej nie wierzy
Jojko na granicy lezy
Gdyby twoje było jajo
Toby na twojej strunie lezało
Chyba ze mos kury głupie
Znosą jojka na granicy nie w chałupie
A co- twoje zmądrzały
I na granicę przyleciały
O! –nie docekanie twoje
Jojko jest moje
I zadarła na nią kiecy
Pokazała wszystkie rzecy
Zosia zoboceła
Ze się Wandzia na nią wypieła
I zadarła kiecę swoją
A to i ty popatrz se na moją
A jak ja tu stoje
To jojko jest moje
Idzie drogą dziadek
Patrzy i nie dowierzo
Jeden babski zadek
Drugi babski zadek
A to ci heca!
Jedna na łbie kieca
Drugo na łbie kieca
Oblizoł się, wybałuseł ocy
Bezpłatny fotograf zobocy
Żeby nie spłosyć baby swoim widokiem
Przykucnął sobie za krzakiem
Wojtek głodny przyjechali z pola
A gdzież ta baba moja
W kolibce Michałek od płacu się zanosi
W dumu ni ma Zosi
Na kuchni przypolo się kasa
Maciuś! Gdzie mama nasa?
Z sumsiodkum się kłóci
Pewnie pryndko nie wróci
Obskakiwał krucek baby
Sukoł na nich mundry rady
I wymyśloł mądry krucek
Jo wos baby tu nauce
Złopoł jojko połknoł sobie
A wy kłućta się tu obie
Wandzia się obejrzała
Na granicy- ni ma jaja
I do Zośki jak nie skocy
Zośka! Wydrapię ci ocy
Za warkoce ją złapała
Gdzieś moje jojko schowała
Zosia nie wie co się stało
Gdzie się jajko zapodziało
Jak nie złapie Wandzie za kłaki
Az fruwały z kiecy fraki
Nie wiem co by beło dali
Gdyby Franek z pola nie przyjechali
Nie wiedzioł o co babom chodzi
Pomyśloł ze ich pogodzi
Wyciungnoł dwa wiadra wody
Pewnie babom trza ochłody
Zoboceły Franka dzieci
Jak Franek z wiadrem leci
Ze się poli pomyślały
I za Frankiem z wodą poleciały
Wnet po takiej dawce wody
Dosły baby do ochłody
Nie znosiły wincy bojek
Gacie, koszule chłopom prały
Pilnowały kurzych jojek
A kura chodzi sobie po ugorze
Ze znosi jojka wesoło skrzecze
Franek z Wojtkiem kure sobie chwolum
I obaj na granicy fajeckę sobie polum
Wieś
Wieś to ziemia czarna
Którą rolnik siejąc ziarno
Przetwarza w przepiękne krajobrazy
Wieś to śpiew słowików, skowronków, świerszczy
To rozkwiecone przeróżnym kwieciem łąki
Unosząca się w powietrzu kwiatów woń
To stada lecące do swoich gniazd wron
Wieś to kwitnące przed domem kasztany
Klekocące na stodole w gnieździe bociany
Kwitnące lipy przyciągają pszczoły swym zapachem
To zmykający zając przed myśliwymi z przestrachem
Wieś to rolnik siejący zboże
By mu Bóg dał urodzaj żegnając się
Śpiewa kiedy ranne wstają zorze
Wieś to otaczające lasy pachnące żywią
Wijące się strumyki otoczone liściastymi olchami
Na których zawieszone gniazda ptaków rozśpiewanych
Wieś to rozkwiecone wiosną sady pachnące
Rozchodzące się zapachy siana na łące
A jesienią w sadach czerwone wiśnie, jabłka
I różne owoce się rumienią
Wieś to wśród wieczornej ciszy
Wesoły rechot żab się słyszy
Przed każdym domem kwitnące ogródki
Patrząc na piękno wsi znikają na duszy smutki.
Ostatki, czyli Kusoki
Zmówiły się we wsi chłopy
Zrobić zabawę na Kusoki.
Z roku na rok było ustalone
Zabawa na Kusoki
Była za jojka i za słomę.
Przez wieś wozem przejechali
Każdy chłop dał im słomy snop
A kobiety jojka, za co
Mieli pieniądze na grojka
Aby dobrze się bawieli
Stół na środku postawieli
Czego tam nie beło
Jajecznica, pącki, pierogi,
Trzy rodzaje porki,
Chrupiące faworki,
Kluski ziemniocane,
Bomby kapustą nadziewane,
Śledzie, ryby, marynowane grzyby,
Kasa z flakamy, borsc,
Z kiełbasą i zeberkamy.
Wszystkiego beło potrochu:
Kapusta z grochem
I kapusta bez grochu.
Beły tez i kielisecki
Tylko nie mieli gorzołecki
Lec o to, to już się postarają
Jak tylko grojki zagrają.
Sołtys we wsi pierso głowa
Usiadł przy stole,
Powiedzioł takie słowa:
-Jestem dzisiaj tu od tego,
Kazdo dziołcha musi się wkupić
Narzecunum od nos kupić.
Zatańceł z Kasią obereczka,
Bo to we wsi najładnijso paninecka
Chocioz sierota i tez ubogo
To dlo chłopoków beła bardzo drogo.
Kasia miła, umie śpiewać, tyńcować
Totez wszystkie chłopoki
Chciały Kasie kupować.
Sołtys, widząc ze Kasia scyńście Mo,
Targowoł się, by wyciągnąć ile się do
Targowali, targowali az za Kasie
Pół litra gorzołki dostali.
Na Wielkanoc za to Kasia
Musi dać dla swego Jasia
Ładną z koronką chusteczkę do nosa
I przynieść pisanek pół kosza
Potem wzieli Sołtysową Zosię
-ładna i bogata
Toteż drogo chciał wziąć tata
Oj, długo się targowali,
Różne gany jej dawali
Aby Sołtysa obłupić
I Zosieńkę taniej kupić.
Wymyślali, Boże drogi,
Że Zosia ma długie nogi
A to, ze jest bardzo chudo,
Zęby Mo nierówne, jednym okiem mrugo
Wreszcie wyszedł Stach bogaty
I doł Zosi chustkę w kwiaty,
I korale w perełecki
I pół litra gorzołecki
I tak sprzedał Sołtys Zosie
Choć mioł jesce muchy w nosie
Chciałby jesce się targować
Ale już nimioł kto kupować
Nie wszystkie chłopoki miały gorzołecke,
Żeby sobie kupić paninecke
Lec żeby mieć ucieche
Kupowały dziołchy na krechę
Targowały, wymyślały różne dziwy
Ze jest głucho nos Mo krzywy
Anię ganieły ze jak idzie drogą
To zamiato lewą nogą
Wysła na środek Agnieszka
Którą nazywali wszyscy „śmieszka”
Powiedziała takie słowa-
Dość już tego!
Teros rzundzi nie Sołtys
-tylko Sołtysowa
I tu na tym oto tronie
Będzie rządzić tej koronie.
A dziewczyny za sok z maliny
I za duży dzban kompotu
Bedum kupować od niej chłopu
-Nie mom chłopa do orania
Ani chłopa do kochanio.
Potrzebny mi chłop i basta
I to ze wsi a nie z miasta
Chłop musi być zdrowy a nie chory,
Będzie nosieł zboża wory
Przykładała chłopom ucha
Do pleców, piersi i brzucha
Cy są zdrowe kawalery,
Cy nie mają w piersiach smery
Cy który z nich nie choruje,
Cy nie kaszle, Cy nie pluje.
-Mój chłop musi mieć muskuły
I być dlo mnie bardzo cuły
Nie garbaty nie kulawy
Chce z nim chodzić na zabawy
Przebierała, przebierała,
Az sąsiadowego Wojtka wybrała.
Za Agnieszką Wysła Hanka,
Chciała kupić sobie Franka.
Chłop wysoki kiejby wieza
Oscyzuny beł na jeza,
Wąsiska miał wykruncane
I kródkum do kolana sukmane.
Obejrzała Franka w koło
I ośmiała się wesoło
-Takiego mi chłopa potrzeba
Żeby rynką sięgoł do nieba
Żeby stoł sobie na ziemi
Zrywoł jabłka bez drabiny
Dum wum za Franka
Soku pół dzbanka
Sołtysowa się targowała
Jeszcze koszyk jabłek za Franka chciała
Gdy przetargi zakończyli,
Gorzałkę z sokiem wypili
Porkę, jajecznicę pozjadali
Do dwunastej tańcowali.
Ostatni taniec był na boso
Żeby się chłopom urodziło proso
Tańczyli poleckę tańczyli oberka
A pozdejmowali buty, chociaż to był luty
Buty były drogie chłopoki ubogie
Nogi im się nie zdzierały chociaż tańcowały
Ciepło było w nogi, bo w chałupie ciasno
A zakończyli tańce jak była dwunasto
Ja to wszystko opisałam
Co od starszych usłyszałam.